Feb. 20th, 2019

pickyperkypenguin: (Default)
Zasiałem ziarno niepokoju.
 
Wyrosło mi z niego pięknie. Obrodziło całe pole. Kołysane wiatrem źdźbła szumiały cicho, szumiała cała połać ziemi. Ciężkie kłosy gięły się na cienkich łodyżkach, jakby zaraz miały je złamać pod własnym ciężarem. Latały nad nimi często jaskółki, kto wie czemu.
 
Kiedy zbierało się na burzę i wiatr kładł cały łan, lubiłem stać na miedzy wśród ich krzyków i patrzeć jak faluje to sztywne od suszy i kurzu szarawo-żółte morze, prawie białe na tle ciemnego nieba.
 
Wiele razy myślałem o tym jakby to było: wejść pomiędzy kłosy i pozwolić by zamknęły się za mną, iść na sam środek, tak by zniknąć – z oczu i w polu.
 
Ale nie mogłem. Nadchodziły żniwa.
pickyperkypenguin: (Default)
nikt mi nie powiedział
że dorastanie –
że wypuszczanie tych małych liści, gałązek, pączków
– jest ceremonią porzucania
mojej starej kory i rozrywania jej w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą gałąź była cała
tylko po to
żeby tam pojawiło się coś skrajnie niepewnego i w ogóle niewartego ryzyka
 
przymrozki i zbłąkany śnieg, i jakaś dziwna niepogoda w maju
 
 no ale żeby nie było
wysilam się, jak co roku
pickyperkypenguin: (Default)
jest dzisiaj tak zimno i wietrznie, a deszcz brzmi, jakby ktoś rzucał małymi kroplistymi kawałkami szkła o szybę. pogodzie rozsypał się naszyjnik z jablonexu. wiatr wyje głucho za oknem, świszczy przez szpary wywietrznika i wciska się w szczeliny ram okiennych. 
 
leżę pod wełnianą kołdrą i nadal jest mi zimno, jakby wiatrowi udało dostać się i tam, i przewiać mnie na wskroś, tak że moje kości brzęczą jak dzwonki wietrzne w środku ciała. rezonują posłusznie, ale tak jak wszystkie systemy korzeniowe wolałby być po prostu zostawione w spokoju.
pickyperkypenguin: (Default)
warto byś miała je w domu, schowane głęboko w szufladzie, zawinięte w trzy warstwy materiału - jedwab, bawełna, aksamit - ostrożnie unieruchomione, ale obecne. nie wiesz, kiedy będziesz musiała ich wezwać.
 
wzięte od przodków - najlepiej tobie przyjaznych, ale mogą być i obojętni, byle z rodu - zawieszone na krążku wyplecionym z wierzbowej witki i wiszące na mocnych niciach, pewnego dnia będziesz musiała wynieść ostrożnie na ganek. nie pozwól by zadzwoniły zanim przekroczysz próg.
 
pozwól za to, kiedy już będziesz stała na deskach ganku, by poruszone przypadkowym wiatrem wybrzmiały swoją dziwną, klekoczącą, suchą melodią.
 
pamiętaj by zawiesić nad odrzwiami lampę, tak by krąg światła obejmował cały ganek, ale nie wylał się za zewnętrzny próg. pozwól twemu światu zatrzymać się na linii drewnianego pomostu. lepiej, aby nie było widać ich zbyt dokładnie, kiedy przyjdą.
 
rozmów się z nimi - zapytaj o co musisz, a na koniec odpraw, mówiąc ‘dziękuję za wasze rady, a teraz wróćcie, skąd przyszliście’. bądź stanowcza. nie zostawiaj rzeczy przypadkowi - to przypadek ich tu przywiódł. niech wiedzą co mają robić. to lepiej i dla nich - nie możesz pozwolić na to, by odchodząc, zagubili się, bo zapomnieli skąd przybyli.
 
kiedy będą odchodzili, patrz uważnie. nie odwracaj się plecami, zanim nie znikną. potem na wszelki wypadek zrób znak krzyża, po katolicku i prawosławnie. to nie twój znak, ale znak wielu - używała go twoja babcia, więc masz sentyment.
 
gdy będziesz pewna, że odeszli, owiń dzwonki dokładnie, kość po kości, i zabierz lampę znad drzwi. zamknij dom dokładnie i schowaj zawiniątko głęboko.
 
na drugi dzień nie rób nic w ogródku. daj ziemi odpocząć, bo za twoją sprawą musiała wczoraj wytrzymać na powierzchni ciężar, który zwykle szybko połyka.
 
obejrzyj suchą kępę trawy, odbitą dokładnie w kształcie par stóp, dziwnie wielkich - może dlatego, że stali tam tak długo. kolejne ślady są już mniejsze, aż w końcu urywają się w połowie trawnika. nie chodź tamtędy. omijaj to miejsce przed zewnętrznym progiem aż trawa odrośnie.
 
pozwól odpocząć ziemi i sobie, zregeneruj siły - bo nigdy nie wiadomo, kiedy znów będziesz musiała ich wezwać.
pickyperkypenguin: (Default)
Szczerze mówiąc, dużo łatwiej byłoby mi z bogami krwawymi, mściwymi, litość znającymi tylko wedle swego kaprysu. Porządek przekupstwa i ofiary nie jest mi obcy, a moralność długu i przysługi – bliska. Dużo łatwiej z bóstwem być w relacjach biznesowych niż w jakiejkolwiek bliskości – ta należy się kapłankom, kapłanom – którzy od tego szaleją. Nie bez powodu to ci mniej święci spośród nich zajmowali się tym, by świątynia funkcjonowała. Blask boskości wypala oczy, jeśli patrzy się weń ze zbyt bliska – co im jednak po takiej wiedzy, gdy przestali już rozróżniać kształty zewnętrznego świata?
 
Rzymianie wiedzieli co robią, składając bogom ofiary na przebłaganie – uczciwa transakcja lepsza wydaje się niż prośba o przysługę – jaką przysługę w zamian możesz zrobić bogom?
 
Niewiele warta jest twoja wiara, prawdę powiedziawszy. Radzą sobie doskonale bez niej, wbrew temu co pisał Gaiman. Są po prostu silniejsi – to jest wyznacznik ich mocy.
 
Próżno faraon, car i cesarz sięgają po boskość, choć dysponują siłą – wszyscy wiedzą, że to fałsz. Bóstwa są nieubłagane i niezależne, nikt poza nimi nawzajem nic im nie uczyni. Związać bóstwo, wyrwać mu duszę? Rzecz śmiertelna, ale jeśli dokonana? Sam byłbyś już bogiem – i cóż to nowego, nowy bóg unicestwiający stare bóstwo?
 
Transcendencja to jedyna taka pułapka, paragraf 22 stosunków bosko-ludzkich – możesz stać tylko po jednej stronie. Jeżeli osiągniesz ludzki cel uzyskania boskości, nie jest on już twoim celem. Po cóż bogu jeszcze jedna boskość ponad tę, którą ma?
 
Syn stał się człowiekiem? I na cóż mu to było? Kto wie, czy rzeczywiście wrócił do domu Ojca. Prawdopodobniejsze wydaje się, że umarł i już go nie ma – a jeśli przetrwał, to chyba wędruje z Kainem, na wiecznej tułaczce, obdarzony bożą klątwą. Przemierzają razem pustkowia, oddzieleni od wszystkich, z uczciwości: nie przeszkadzaj, nie jesteś tu swój. Kain jeden wie jak to jest, być ocalonym wbrew woli. Syn jeden wie, jak to jest przebaczyć niemożliwe.
 
Oni – ani po tej, ani po tamtej stronie – są też i tacy. Nie ma dla nich miejsca w porządku świata, więc wykrawają sobie przestrzeń gdzie tylko mogą, wyciągają luźne nitki z tkaniny losu. Kroczą po niciach w paczworku, na zbiegach szwów stoją ich nie-domy. Dom noszą ze sobą, bo kto by ich przyjął pod swój dach?
pickyperkypenguin: (Default)
Dawno temu miałam pomysł, żeby mieć sidebloga na tumblrze (gdzie się głównie szlajam, o tu, choć dużo rzadziej od tej pieprzonej czystki; wciąż czekam na ponowne otwarcie pillowfort). Wstawiłam tam faktycznie parę kawałków, ale generalnie idea jakoś zupełnie przestała mi działać. Wydaje mi się też, że z powodu ogólnej niewygody korzystania z takiej formy, nie mogłam się przestawić na ciągłe przeskakiwanie z bloga na blog i języka na język. Dreamwidth, widzę, sprawdza się do tego celu dużo lepiej  przede wszystkim jest osobno.

Pomyślałam więc, że chyba czas już zakopać tego trupka (choć nie wiem jeszcze czy go całkiem skasuję, może nie) i przenieść to co tam było tutaj, żeby miało swoje miejsce. A przy tym notatki te są świadectwem mojej dawnej „działalności” artystycznej, czy też raczej bardziej desperackich prób, by wyrzucić z siebie słowa i myśli, i spirytualne drżenie, które mnie od czasu do czasu napada. Dopada. Jak zwał, tak zwał.

No, w każdym razie, kilka kolejnych tekstów (tych oznaczonych datami w tytułach) napisane jest już dawno-dawno, więc nie liczy się do projektu na 2019. Umieszczone są pod historycznym tagiem „bazgroły i ogryzki”, choć powiem szczerze już tak ich bym nie nazwała. Są jakie są, ale dla mnie są ważne. W końcu cała ta heca to o to, by przestać się bać zostawiać po sobie jakiś ślad.