Mar. 25th, 2019

pickyperkypenguin: (Default)
 W sobotę napisałam wielkiego posta, ale Internet zrobił blink! i się skasowało. Trochę szkoda, bo było o ekwinokcjum, robaczym księżycu i Raymondzie Chandlerze, którego nie czytałam. Może napiszę po raz drugi, kto wie, choć struktura już z pewnością nie będzie taka sama.
W każdym razie, chcę napisać coś, żeby podtrzymać nawyk pisania tutaj – nie chcę by stało się to pustym miejscem czy miało puste miesiące, jak zdarzało mi się w innych miejscach wcześniej. Tak naprawdę chyba najdłużej prowadzoną przeze mnie platformą jest mój Tumblr, ale to też zdaje się kwestia specyfiki tego, że nie trzeba tam zamieszczać oryginalnego kontentu, wystarczy reblogować i w ten sposób wyrażać swoją ekspresję do świata.
Z wieści kulinarnych, potencjalny sos sriracha wciąż nie doszedł do skutku, papryczki fermentują się nadal. Ale prawdę powiedziawszy, to chyba jest to nawet lepsze? Nie ma opcji, żeby się zepsuło, więc na pewno stałby mi na półce dużo dłużej niż taki już przegotowany sos z dodatkiem cukru. Choć może z kolei ten cukier robiłby tu za konserwant. Anyway, sos obecny sprawdza się na razie o tyle świetnie, że może być bazą do salsy, jakby mi przyszło do głowy, jest ostry dokładnie tak jak chcę, ostatnio zaś nadał się do pracy do mojej sałatki z pomidorów zamiast czosnku i jako wkład pomiędzy połówki jajka. Wyszło pysznie, jajko bardzo dobrze go stonowało, a bałam się, że mogłam dać za dużo. Nie ma stracha, jajko złagodzi każdą ostrość. Oprócz tego fermentowany sos daje też bardzo fajną leciutką kwaśność, zupełnie inną od tej ostrej, octowej, kiedy doda się go do dań. Być może pozostawię go w takim kształcie jak jest.