![[personal profile]](https://www.dreamwidth.org/img/silk/identity/user.png)
Dziś rzecz kulinarnie znacząca, bo nie chcę teraz pisać o innych rzeczach - a o tej chcę zwłaszcza, bo jest kulminacją wpisu (uwaga, aż muszę sprawdzić) marcowego, na temat sosu sriracha. Aż w międzyczasie zdążyłam zapomnieć, że chodziło o srirachę a nie tabasco, w związku z czym byłam przekonana, że robię tabasco, tylko jakoś tak dziwnie mi tego puree bananowego brakuje. Ale koniec końców przepis zapamiętałam dobry, w związku z czym wyszła mi bardzo dziwna semi-sriracha.
Ale od początku.
Z powodu różnych wypadków losowych oraz niechciejstwa, sos w postaci wstępnej, to jest zmiksowanych papryczek ze wszystkim (i chyba jakiś pomidorów? o ile dobrze pamiętam) stał i fermentował dzielnie w kuchni koło mikrofalówki, tam, gdzie generalnie fermentuje mi wszystko. Dziś zdarzył się wreszcie dzień, kiedy po pierwsze miałam czas, po drugie energię, a po trzecie odpowiednio nagromadzone poczucie winy w tym kierunku. W związku z tym dziś gdzieś od dwudziestej do jedenastej stałam przy kuchni i robiłam jednocześnie baba ghanoush, gotowanego kalafiora z masłem i bułką tartą, dżem z pomidorów (czerwonych, ale niech tam, tylko takie miałam, a bardzo jestem go ciekawa, plus - wiadomo - bo się zmarnująąąą) oraz moją srirachę z pełnym przekonaniem o jej tożsamości jako tabascowej. Wyszło... Ciekawie. Z uwagi na to, że robiłam bardzo na oko i trochę poszalałam z cukrem plus redukowałam chyba odrobinę za długo, obawiam się, że wyszedł mi jakiś kosmiczny syrop sriracha-tabasco, nawet mimo octu. No nic, wyszły mi dwa maleńkie słoiczki, te takie jak po przecierach, ale mniejsze, bo po tych maleńkich dżemikach do serów i mięsa z Biedronki. I łyżeczka na talerzyko-miseczkę. Jak stężeją to chyba mi wyjdzie z tego jakiś kamień. Nie wiem jak ja to będę dodawać do potraw, ale cieszę się że już to ogarnęłam i ta pulpa w słoiku już mi nie stoi jak wyrzut sumienia.
Plus, jak widać nauczyłam się czegoś już wcześniej, bo do przecierania sfermentowanej pulpy przez sitko założyłam rękawiczki. Poparzenia rąk od papryczek chili i gochugaru tak szybko się nie zapomina :D. No więc cóż, zostałam z kulinariami. Teraz tylko kto to zje :D.
Ale od początku.
Z powodu różnych wypadków losowych oraz niechciejstwa, sos w postaci wstępnej, to jest zmiksowanych papryczek ze wszystkim (i chyba jakiś pomidorów? o ile dobrze pamiętam) stał i fermentował dzielnie w kuchni koło mikrofalówki, tam, gdzie generalnie fermentuje mi wszystko. Dziś zdarzył się wreszcie dzień, kiedy po pierwsze miałam czas, po drugie energię, a po trzecie odpowiednio nagromadzone poczucie winy w tym kierunku. W związku z tym dziś gdzieś od dwudziestej do jedenastej stałam przy kuchni i robiłam jednocześnie baba ghanoush, gotowanego kalafiora z masłem i bułką tartą, dżem z pomidorów (czerwonych, ale niech tam, tylko takie miałam, a bardzo jestem go ciekawa, plus - wiadomo - bo się zmarnująąąą) oraz moją srirachę z pełnym przekonaniem o jej tożsamości jako tabascowej. Wyszło... Ciekawie. Z uwagi na to, że robiłam bardzo na oko i trochę poszalałam z cukrem plus redukowałam chyba odrobinę za długo, obawiam się, że wyszedł mi jakiś kosmiczny syrop sriracha-tabasco, nawet mimo octu. No nic, wyszły mi dwa maleńkie słoiczki, te takie jak po przecierach, ale mniejsze, bo po tych maleńkich dżemikach do serów i mięsa z Biedronki. I łyżeczka na talerzyko-miseczkę. Jak stężeją to chyba mi wyjdzie z tego jakiś kamień. Nie wiem jak ja to będę dodawać do potraw, ale cieszę się że już to ogarnęłam i ta pulpa w słoiku już mi nie stoi jak wyrzut sumienia.
Plus, jak widać nauczyłam się czegoś już wcześniej, bo do przecierania sfermentowanej pulpy przez sitko założyłam rękawiczki. Poparzenia rąk od papryczek chili i gochugaru tak szybko się nie zapomina :D. No więc cóż, zostałam z kulinariami. Teraz tylko kto to zje :D.