pickyperkypenguin: (Default)
pickyperkypenguin ([personal profile] pickyperkypenguin) wrote2019-12-25 12:11 am

Kończy się dekada, ta, której zakończenie – w przeciwieństwie do poprzedniej – zauważają wszyscy

Minął prawie rok.

Nie pamiętam kiedy zaczęłam to pisać, a sprawdzać teraz mi się nie chce. Jak widać, projekt mający na celu spisywanie co przeczytałam i co obejrzałam przez cały rok zasadniczo nie wypalił. Głównie przez mój brak systematyczności, a może słabnące zainteresowanie, a może skomplikowane okoliczności życiowe.
Nawet nie mam do siebie żalu o to, bo trochę się spodziewałam – szkoda jednak odnajdować w sobie potwierdzenie czegoś, czego się z pewną rezygnacją spodziewaliśmy po sobie.

Zastanawiam się przy takich projektach czasem czy ja w ogóle mogę doprowadzić coś do końca, kiedy nie ma nade mną bata. Byłoby to bardzo smutne, gdyby okazało się, że nie, i wyeliminowałoby sporo moich planów na przyszłość  na przykład ten, żeby napisać swoją Powieść Życia (jedną z). 
Źródło pewnej iskierki nadziei stanowi jednak dla mnie fakt, że nieużywane mięśnie zanikają, a używane są coraz mocniejsze. Pamiętam, że gdy regularnie praktykowałam jogę przez ponad rok, byłam w zasadzie w stanie bardzo dobrze utrzymać prawie całe swoje ciało, opierając jego ciężar na rozstawionych "na przestraszonego kota" palcach. Takich, wiecie, rozczapierzonych i jakby wyprostowanych na sztywno, tak, że tylko opuszki dotykają podłoża. Podobnie było, gdy trenowałam na siłowni  wtedy moje uda i pośladki były w stanie podźwignąć za mnie znacząco większe ciężary niż kiedykolwiek. Mój tors był mocny, a moja sylwetka stabilna.
(Owszem, miałam wtedy inne problemy ze zdrowiem  w okresie jogi mniejsze, to było jeszcze przed operacją  ale te rzeczy, o których mówię, były zauważalne i cenione).
Może właśnie w ten sposób jestem w stanie wytrenować siebie, holistycznie rzecz biorąc. Uruchomić pewne partie mnie, by działały lepiej.

Zmęczona jestem, bardzo. Tego roku, w ciągu ostatnich czterech (lub sześciu, zależy jak na to spojrzeć) miesięcy zaszły w moim życiu ogromne zmiany. Personalne, zawodowe  koniec końców, wiodące do bardzo znaczących zmian w moim stylu życia. Wszystkie dały mi bardzo dużo pod względem rozwoju, czy też, lepiej określić to można, testowania swoich granic  niektóre przy tym zdecydowanie pozytywniej niż inne.
Na przykład  jestem w związku. Ciągle rozgryzam samą siebie w tym układzie, który z prostego punktu na osiach XY stał się współrzędną w układzie odniesienia. Nie wiem jak to obsługiwać, ale  jak nie ja  chyba pierwszy raz w życiu mam odwagę robić błędy. Mam przy sobie kogoś, przy kim to jest możliwe, a przynajmniej tak mi się wydaje. Do mnie potrzeba dużo cierpliwości, wiem że nie jestem łatwym człowiekiem. Pozwalam sobie mieć nadzieję.
Mam też pracę. Jest ona zupełnie inna od tego co robiłam kiedykolwiek wcześniej i zasadniczo nie mam do niej żadnego przygotowania, poza własnym talentem i cechami interpersonalnymi. Wzięłam w związku z nią na siebie drugie studia. Dużo robię. Mam dosyć. 
Z jednej strony dostarcza mi ona dużo wyzwań i czasami nawet gratyfikacji  z drugiej? Nie wiem czy będę w stanie to dłużej robić. Gdyby nie fakt, że mam umowę na rok, zrezygnowałabym już z niej chyba ze trzy razy. Na pewno podczas każdego załamania nerwowego, jakie w związku z nią miałam. 
Jak powiedziała jedna z moich bardzo dobrych znajomych "tak sobie myślałam, [ppp], że albo cię to załamie, albo ci to utwardzi dupę". Cóż, na razie wydaje się utwardzać, z konieczności. Staram się nie łamać, ale to bardzo trudne. Zobaczymy jak będę wyglądać za ten planowany czas, kiedy to wszystko ma się skończyć. Zobaczymy, zrobimy wtedy rewizję sukcesów i porażek, zobaczymy jak sobie poradziliśmy.

Na razie 2019  ha, tę dekadę  kończę z przeświadczeniem, że się sporo nauczyłam. W różnych okolicznościach, pod różnymi względami, w różnych obszarach życia. I że jeszcze się sporo nauczę. Przede mną leży rozległa przestrzeń.

(To coś tak zupełnie innego od tego co myślałam przez większość mojego życia. To wspaniałe. Dziękuję.)