pickyperkypenguin: (Default)
[personal profile] pickyperkypenguin
Jak dotąd: trzy pozycje Cat Sebastian, The Soldier's Scoundrel, The Laurence's Browne Affair, The Ruin of a Rake i jedna KJ Charles, The Henchman of Zenda. Wszystko historyczne romanse gejowskie, poza ostatnim, w pewnym sensie - bo to retelling The Prisoner of Zenda Anthony'ego Hope'a, wiktoriańskiej pulp novel (czy też powieści przygodowej, jak chce Wikipedia, ale raczę się nie zgadzać z tą klasyfikacją).

Jeśli chodzi o The Henchman of Zenda, to była to powieść, którą mi polecono niejako razem z The Soldier's Scoundrel: osoba polecająca uważała głównego bohatera za prześmiesznego plus w tle miało dziać się mnóstwo niedorzecznej fabuły. Obietnice zostały trochę spełnione - fabuła okazała się być rzeczywiście niedorzeczna a przez to zabawna, choć powiem szczerze, że nie do tego stopnia, by wciągnęła mnie na dobre. Książka absolutnie nie była zła, wręcz przeciwnie - tyle że nie okazała się być do końca tym czego oczekiwałam, a oczekiwałam romansu. W sensie, nastawiałam się na wielkie porywy serca, a główny bohater - cyniczny najmita co z niejednego kielicha wino pił - był rzeczywiście postacią o suchym, sarkastycznym nastawieniu, a nie tylko atrapą badboya o złotym sercu. Jasper Detchard nie był Derekiem Halem, jest tym, co chciałam powiedzieć. A ja się chyba na to nastawiałam. W związku z tym, kiedy okazało się że jego związek z Rupertem Hentzauem jest rzeczywiście otwarty i bez nadmiernych przywiązań, byłam trochę rozczarowana - mimo tego, że wykonanie tropów, pomysłów, było świeże i nie tak strasznie wyświechtane w romansie - i może dlatego właśnie nie byłam zachwycona tą książką. 

Jeśli chodzi o cykl Turnera, to bardzo podobała mi się zwłaszcza pozycja pierwsza, z Jackiem Turnerem i Olivierem Rvingtonem - mimo ogólnej tropy-ness z obowiązkowym Wielkim Nieporozumieniem tuż przed climaxem i tym, że, proszę-proszę, Jackowi się odwidziała nienawiść do arystokracji ogółem, a nie tylko z wyjątkiem swojego partnera (to są też zarzuty osoby, która mi dzieło polecała). Szkoda, bo to jednak mógł być przyczynek do jeszcze większej ilości shenanigans w potencjalnych kolejnych tomach. Och, co ja bym dała, żeby była jakaś powieść koncentrująca się na rodzeństwie Turnerów! Można byłoby pociągnąć wątek tarota u Jacka (wiem, moje spaczenie się odzywa), imprezowość w socjecie i hochsztaplerstwo Georgiego i - ach, przede wszystkim - Sarah! Sarah była taką postacią, co do której jestem pewna, że bawiłabym się świetnie czytając o niej. Jej sarkazm, propriety, ogólnie bycie kobietą biznesu? Wspaniałe. Plus, cały aspekt wychodzenia z rynsztoka i wspinania się na realne, osiągalne dla ich wyżyny towarzyskie? Ach, mniam. Jestem pewna, że mogłaby wyjść z tego świetna opowieść.
Niestety, dwa kolejne tomy poświęcone są co prawda jeden Georgiemu, a drugi już niezwiązanemu z rodzeństwem Courtenayowi, ale miałam takie dziwne wrażenie, jakby były napisane wcześniej niż ten pierwszy, jakby autorka miała mniejsze wyczucie pisania niż wcześniej. Motywy zrobiły się powtarzalne i poprowadzone z jakby mniejszym wdziękiem niż wcześniej. Generalnie pisanie napięcia między postaciami typu Enemies to Lovers wychodziło Cat Sebastian lepiej niż Strangers to Lovers czy też raczej Loose Associates to Lovers. Byłam trochę rozczarowana, choć same powieści czytało się bardzo przyjemnie, konstrukcja romansu charakterystyczna dla autorki (o ile można wnioskować tak na podstawie trzech książek, a w tym przypadku mam wrażenie, że można) była nieuciążliwa w większości i płynęło się przez to dobrze. Ale żebym wyszła z tego oszołomiona z zachwytu, to nie powiem. Pierwszej powieści, mimo że takiej fajnej, daleko byłoby do - w moim mniemaniu - mistrzostwa tropu Enemies to Lovers, czyli Captive Prince C. S. Pacat. (Cat Pacat to jest w ogóle postać na osobny pean). 

Być może nie powinnam poświęcać czasu takim pierdołom, jeśli chodzi o literaturę, ale powiem szczerze - czytając, bawiłam się świetnie.